niedziela, 23 czerwca 2013

4#

Nigdy wcześniej, w całym moim życiu, głowa nie bolała mnie tak mocno jak dzisiejszego ranka. O co w ogóle chodzi i dlaczego prawie tak samo jak głowa cierpi mój tyłek? Podniosłam się, ale ból się tylko nasilił. Wojtek, coś ty ze mną zrobił? Dobra, nie spodobała mi się ta wizja, bardzo mi się nie spodobała. Odrzuciłam ją szybko i zamknęłam oczy. Wojtek jest jaki jest… a prawda była taka, że był taki jak Leitner, dokładnie taki sam. Moritz niby był z Lisą i wymyślając jakąś dziwną przerwę urządził sobie aferę ze mną. W sumie nie on, tylko ja, bo to była moja wina; mojej naiwności i dziecinności.
A Wojtuś raz z Sandrą był, raz nie… a nawet jak był to… no właśnie. Podstawowa różnica była taka, że Szczęsny to mój przyjaciel i nie upił by mnie tylko po to, żeby mnie wykorzystać. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę? Nie miałam przypadkiem zamiaru, przypomnieć sobie co się wczoraj dokładnie stało? Pamiętam bar, jakiegoś chłopaka, czekanie na Wojtka… a potem pustka. Kompletne zero. A przecież wypiłam tylko szklankę piwa i to angielskiego, słabego piwa. Moje poranne rozmyślenia, bez ładu i składu przerwało wejście do pokoju tornada w postaci Wojciecha Tomasza Szczęsnego. Spojrzał na mnie przelotnie i już wiedziałam że jest wkurzony. Tylko żebym wiedziała jeszcze, co zrobiłam nie tak…
- Zabiję najpierw tego skurwysyna, a potem ciebie!- rzucił. - Czy ciebie
nie można na pół godziny samej zostawić, żebyś czegoś sobie nie zrobiła, co?
- Ale… zaczęłam, nie bardzo wiedząc jak dokończyć.
- Skąd miałaś to piwo, hm? - zapytał, a w jego głosie przebrzmiewała ironia, jakby dobrze znał odpowiedź.
- Ty je kupiłeś? - odpowiedziałam niepewnie, trochę bojąc się do czego dąży.
- NIE. JA NIE POTRZEBUJĘ JEBANEJ TABLETKI GWAŁTU, ŻEBY SIĘ Z KIMŚ PRZESPAĆ.
Powiedział to tak głośno, że aż zabolały mnie uszy. Ale zaraz, co? Co on powiedział? Zabrzmiało to jak…
- Oczywiście, tobie laski same wskakują do łóżka, ty wielka gwiazdo od siedmiu boleści! Może ja też, co?! - krzyknęłam, zrywając się z łóżka. W ostatniej chwili złapał mnie za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam i schowałam w łazience. Nie wiedziała, że to aż tak zaboli. Miałam rację, powinnam czuć się dumna. Ale nie jestem, bo nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mój kumple, mój przyjaciel jest jakimś jebanym playboyem. Ale jeśli nie on, to znaczy, że ktoś inny próbował… gdyby Wojtek się w odpowiednim momencie nie pojawił, niewiadomo co by się stało. Westchnęłam. Teraz ja byłam zła, on był zły. Chcę do domu. Kiedy wyszłam z pomieszczenia, w sypialni nikogo nie było. Co mam robić? Szybko się ubrałam i wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Muszę na trochę wyjść, jeśli tu zostanę, pozabijamy się nawzajem i nie będzie czego zbierać. Kiedy zbiegałam na dół, coś za mną wołał, a ja ostatnią siłą woli powstrzymałam się od płaczu. Wychodząc z kamienicy, zdałam sobie sprawę, że to jest jakieś odludzie i w sumie nie wiem dokąd iść. Wyjęłam telefon i bez zastanowienia przejrzałam kontakty. Przez chwilę zatrzymałam się na “Lewy” i pomyślałam z goryczą, że przecież przyjechałam tu na wakacje żeby uciec od problemów, a nie pakować się w nowe. I wtedy w oczy rzuciło mi się zapisane tuż obok “Poldi”. Tak, to jest to! Szybko wybrałam numer i poprosiłam go, żeby odebrał mnie z pod mieszkania Wojtka. Pewnie będzie pytał o co chodzi, ale jeszcze nie teraz. Nie lubi rozmawiać przez telefon i zawsze szybko kończy rozmowę.
- A więc pokłóciłaś się z Wojtkiem - powiedział kiedy wsiadłam do auta. Nie musiałam długo czekać, najwyraźniej blisko mieszka.
- Skąd wiesz? - zapytałam, w głębi wiedząc że to nie do końca prawda.
- Bo o to nie trudno - stwierdził, uśmiechając się lekko.  W Łukaszu było coś takiego, opiekuńczego, kochanego. Nie dało się go nie lubić. No chyba że nazywasz się Nuri Sahin, ale to zupełnie inna historia. Właściwie, to zawsze mi się wydawało, ze ich konflikt wynika z tego, że są bardzo do siebie podobni. Oboje rodzinni i uroczy, ale jeśli chodziło o boisko to potrafili pokazać ostre kły w walce o zwycięstwo.
- Wiesz, to nie tak… bo wczoraj czekałam na niego i ktoś podstawił mi piwo… z pigułką gwałtu - zająknęłam się, ale mówiłam dalej: - No i ja nie zauważyłam wiesz i je wypiłam i Wojtek się wkurzył i… - mówiłam szybko, nagle zawstydzona i zdenerwowana całą sytuacją jeszcze bardziej.
- Ale jak, co, jak to się wkurzył? - zapytał zaszokowany Łukasz, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
- No bo ja nic nie pamiętam i… obudziłam się w domu, wtedy on na mnie naskoczył i wygarnęłam mu trochę, że sam wiesz jaki jest i.. eh. - Westchnęłam. - Teraz jestem tutaj, ale chyba powinnam wrócić i z nim pogadać.
- O nie, teraz jak cię już tu przywiozłem to zostajesz na herbatę! - zaprzeczył napastnik Arsenalu, zatrzymując się na podjeździe ładnego białego domu z czerwono - brązową dachówką.
- Kawę - poprawiłam automatycznie, uśmiechając się słodko.
- No to kawę. Mówię serio, daj Wojtkowi trochę ochłonąć, a sam po ciebie przyjdzie.
- Skoro tak mówisz -  zgodziłam się wzruszając ramionami.
- Monika pojechała po Louisa, powinna zaraz być - poinformował, zabierając mnie od razu do kuchni.
- To co, kawy? - zapytał jeszcze raz, a ja pokiwałam głową.
- Lukas, jesteś w końcu! - usłyszałam za sobą wypowiedziane po angielsku zdanie z seksownym francuskim akcentem. Czy to…?
Powoli odwróciłam się na barowym stołku i zobaczyłam… ojej. Półnagiego Oliviera Giroud, owiniętego w biodrach, białym puchatym ręcznikiem. Ten narkotyk z wczoraj chyba jeszcze działa, bo nie wierzę. Szczęka mi opadła. Owszem, zdarzyło mi się spotkać Oli’ego podczas Euro, ale wtedy, no cóż był ubrany. A teraz miał na sobie jedynie ręcznik, a po całym jego ciele spływała woda. Mokre włosy opadały mu na czoło, a on sam wyglądał na równie zdziwionego jak ja. Chryste, chyba umarłam i jestem w Niebie. Jak tak, to ja zostaję. Spojrzałam pytająco na Poldiego a on mruknął tylko:
- Problemy z wodą, czy coś. Czasem czuję się jak pomoc socjalna.
Aha, no to jak to jest problem, to ja więcej takich poproszę. A nie mógł przyjść do Wojtka? Fajny widok. I gdyby tak co rano… oj Aleks, ogarnij się! On ma dziewczynę, dziecko w drodze, a ty tu o takich rzeczach!
- Cześć Aleks! - zawołał Olivier, przerywając niezręczną ciszę. Pomachał przy tym ręką, a ręcznik na jego biodrach zsunął się lekko. Dlaczego zamarzyłam żeby spadł? Oddychaj!
- To ja się pójdę może ubrać - zaproponował francuz, wskazując schody. Dopiero kiedy wyszedł, okazało się, że na Ziemi mamy jeszcze trochę powietrza. Ojej.
Podolski westchnął i pokręcił głową.
- Ładnie tu - powiedziałam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie.

~*~
- Aleks, przepraszam, okej? - Tak jak mówił Łukasz, Wojtek rzeczywiście mnie znalazł. Chciał żebym wróciła do jego mieszkania…
- Chcesz żebym wróciła, bo obiecałeś to mojemu bratu. Równie dobrze mogę wrócić do domu.
Właściwie to wcale nie mogłam, dwudziestego piątego i tak musiałabym wrócić na finał Ligii Mistrzów. Zresztą, uciekanie przed Wojtkiem i cała ta sytuacja jest zwyczajnie bez sensu. Więc się zgodziłam.
Nie wiedziałam tylko, że Szczęsny zacznie traktować mnie tak, jakby chciał mi coś udowodnić, jakby czuł się urażony, albo chciał mnie “ukarać” za nazwanie go  gwiazdą od siedmiu boleści, która na dodatek zalicza wszystko co się rusza. Okej, to go mogło go zaboleć Poza tym, czułam że nie powiedział mi wszystkiego o wczorajszej nocy.

_____________
Bum xd
Czytacie? Komentujcie proszę <3
Dzięki :)


wtorek, 4 czerwca 2013

3#

15 maja 2013
- Wojtuuuuś! Tęskniłam wielkoludzie! - zapiszczałam przy wyjściu z lotniska wtulając się w Szczęsnego. Dzień po meczu z Wigan był w dobrym humorze, co widać było na pierwszy rzut oka.
- Ja tak samo, Baby. - kiedy usłyszałam jak mnie nazwał, przewróciłam oczami. Zawsze wymyślał mi nowa przezwiska, byle tylko podkreślić jaka to jestem malutka. I według niego dziecinna - a sam o sobie mówił, że jest jak dzieciak. Przytuleni do siebie jakbyśmy nie widzieli się latami wyszliśmy z lotniska. Twarz aż bolała mnie od uśmiechu, teraz miałam swoje wakacje z najlepszym kumplem i mogę robić co chcę. Czy życie nie jest piękne? Może mój nastrój był słoneczny - ale pogoda w Londynie zdecydowanie nie. Chmury wydawały się ciężkie, a niebo straszyło szarością. Szybko znaleźliśmy wojtkowy samochód i pojechaliśmy w stronę jego mieszkania. Porsche Cayenne było moim ulubionym modelem aut tego producenta - inne mimo że szybkie i sportowe, były dla mnie zbyt okrągłe i pokraczne. Kusiła w nich prędkość, ale dla kobiety zawsze wygląd auta zawsze pozostanie najważniejszy.
- Z czego się tak cieszysz? - Pytanie było niedorzeczne, no przecież to oczywiste!
- Bo tu jestem, głupku.

~*~

-Ładnie tu - powiedziałam przekraczając próg.Pierwszy raz widziałam nowe mieszkanie Szczęsnego, co uświadomiło mi, że nie byłam w Londynie prawie od roku. Bramkarz od razu zaprowadził mnie na górę, gdzie urządził sypialnię dla gości. Z łazienką! Yey, jak tu ładnie! Trochę mrocznie, ale przytulnie. Połączenie ciemnego drewna, zgniłej zieleni i beżowo- białych dodatków. Oszklona ściana, która była jednocześnie wyjściem na taras dodawała pomieszczeniu przestrzeni i światła, przez co nie przytłaczało swoimi ciężkimi barwami. Wojtek zostawił mnie samą, więc postanowiłam zwiedzić też łazienkę. Nie był ogromna, ale wystarczająca. Kiedy zobaczyłam prysznic, od razu postanowiłam z niego skorzystać. Zawsze po lotach samolotem, niby czułam się dobrze, ale tak naprawdę trzęsły mi się ręce i byłam strasznie rozkojarzona. Relaksująca kąpiel powinna temu zaradzić. Miałam ochotę ubrać się w coś luźnego, usiąść przed telewizorem, obejrzeć dobry film i wtulona w Wojtusia powspominać stare czasy zajadając się przy tym lodami. Ale oczywiście to by było zbyt nudne i tak nie spędza się pierwszego wieczoru wakacji. Pod czujnym okiem bramkarza Arsenalu, który nie robił nic, tylko mnie poganiał, wyszykowałam się na wyjście do pubu. Od kiedy mu się tak spieszy?
Poszliśmy do całkiem zwykłego baru - nie takiego, w którym można by urządzić galę gdzie najczęściej byli fotografowani sportowcy. W środku, przy przydymionym świetle siedziało kilka osób. Niedaleko stolika zajętego przez trzech młodych, na pierwszy rzut oka studentów usiedliśmy my.
- Poczekaj tu chwilę - powiedział Wojtek zaraz po tym jak usiedliśmy. Zadzwonię do Jacka, może do nas dołączy. Wygięłam usta w podkówkę. Zamiast z Jackiem wolałabym spotkać się z Olim albo Lukasem. Do tego pierwszego miałam zwyczajną słabość, a Poldi i mój brat ostatnio nieźle się zaprzyjaźnili, przez co sama złapałam dobry kontakt z domniemanym Niemcem. Spodziewałam się że jeśli Woj mówi "chwila", to znaczy że wróci za maksymalnie pięć minut. Tymczasem minęło już piętnaście a on dalej nie wracał. Ja wiem, że po kolejnym rozstaniu z Sandrą może chciałby się pocieszyć, ale ja tu czekam! Zresztą, pewnie by mnie tak nie zostawił, prawda?
Bezczynne wpatrywanie się w szklankę słabego piwa, to nie to, czego się spodziewałam. A może coś się stało? Choćby korek, a może wypadek? Nie, ogarnij się dziewczyno, bo znowu coś wykrakasz. Jeden z tych studentów, którzy siedzieli niedaleko dosiadł się do mnie. Uśmiechnęłam się do niego krzywo i nic nie mówiąc ignorowałam jego obecność. Może jak nic nie zrobię, to odejdzie, a jeśli liczy na flirt, to żegnam. Oj, chyba jednak ma jakieś nadzieje. Wojtek, chodź już, no. Nawet nie słuchałam, o czym ten chłopak do mnie mówi... nagle poczułam jego rękę przewieszoną przez moje ramię. Ej! Szybko ją, strząsnęłam, patrząc na niego wściekle i trochę zdezorientowana. Że ale o co chodzi?! Chyba go wkurzyłam taką gwałtowną reakcją, bo odszedł. I dobrze. Odetchnęłam głęboko, biorąc przy tym kilka pierwszych łyków piwa. Fuj, okropność. Mimo wszystko, sączyłam powoli gorzki trunek, żeby zająć czymś czas. A może chciałam się go szybko pozbyć... przysięgam, już nigdy nie zamówię tego gówna. Zaczęłam się czuć dziwnie, po jednym piwie, serio? Aż tak ze mną źle? Mam dość już tego czekania, chociaż nie minęło więcej niż pół godziny. W końcu! Zerwałam się z krzesła chcąc wygarnąć bramkarzowi, że ma mnie więcej tak nie zostawiać, ale jak szybko wstałam, tak szybko na nie opadłam. Jej, nawet myśli zaczynały mi się już plątać, a świat jakoś dziwnie się rozmazał... złapałam się za głowę i poczekałam chwilę, czekając na ulgę, która jednak nie przyszła. Matko, chcę do domu.
- Co ci jest? - głos Wojtka dotarł do mnie jak zza zasłony. Nie byłam mu w stanie nawet odpowiedzieć. Wydukałam tylko:
- Nie... ja... nie...
Szczęsny rozejrzał się dookoła, a jego wzrok zatrzymał się na wpatrujących się we mnie trzech młodych chłopakach, którym wredne uśmieszki nie schodziły z twarzy. Myślałam, że się na nich rzuci, ale stojący za nim Jack, złapał go za ramię. (O, Jack! W końcu jesteś!) Tylko krzesło się przewróciło, ojej. Co śmiesznego jest w przewracającym się krześle? Nie wiem, ale zaczęłam się śmiać. To chyba trochę rozproszyło Wojtka, bo popatrzył na mnie przez chwilę jak na Ufo, po czym wziął na ręce i wyniósł z pubu.
- Hej ale ja mam nogi! - krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową. Chciałam mocno, ale chyba nie wyszło, bo nawet się nie skrzywił.
- Cicho siedź! - warknął. Zdenerwował się pan? Przepraszam, ale ja naprawdę nic nie zrobiłam!
- Postaw mnie! - pisnęłam. Nagle stałam na środku chodnika, a Szczęsny zwyczajnie poszedł parę kroków dalej.
- Idziesz? - zapytał unosząc do góry brew. Chciałabym, ale po jednym kroku, wylądowałam tyłkiem na mokrym chodniku. Równowaga na poziomie zero, super.
- Wiedziałem – przewrócił oczami i podniósł mnie znowu do góry, ale tym razem się nie buntowałam. Jak zbesztane dziecko wtuliłam się w jego kurtkę i przymknęłam załzawione oczy. Ja nawet nie wiem co się dzieje...
- Kocham cię Wojtuś – powiedziałam, czując się nagle spokojna i bezpieczna. Jak w domu...


________
Taki sobie przerywnik :3 Zawsze mam problem z trzecią częścią, na każdym blogu ;< Mam nadzieję, że mimo wszystko dotarliście do końca. Ja już 3 części egzaminu mam za sobą - jeszcze tylko polski w czwartek :)
Zapraszam na twittera @AlyFlame
A teraz wszyscy kibicujemy bo za chwilkę mecz! #GoPolska!