A Wojtuś raz z Sandrą był, raz nie… a nawet jak był to… no właśnie. Podstawowa różnica była taka, że Szczęsny to mój przyjaciel i nie upił by mnie tylko po to, żeby mnie wykorzystać. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę? Nie miałam przypadkiem zamiaru, przypomnieć sobie co się wczoraj dokładnie stało? Pamiętam bar, jakiegoś chłopaka, czekanie na Wojtka… a potem pustka. Kompletne zero. A przecież wypiłam tylko szklankę piwa i to angielskiego, słabego piwa. Moje poranne rozmyślenia, bez ładu i składu przerwało wejście do pokoju tornada w postaci Wojciecha Tomasza Szczęsnego. Spojrzał na mnie przelotnie i już wiedziałam że jest wkurzony. Tylko żebym wiedziała jeszcze, co zrobiłam nie tak…
- Zabiję najpierw tego skurwysyna, a potem ciebie!- rzucił. - Czy ciebie
nie można na pół godziny samej zostawić, żebyś czegoś sobie nie zrobiła, co?
- Ale… zaczęłam, nie bardzo wiedząc jak dokończyć.
- Skąd miałaś to piwo, hm? - zapytał, a w jego głosie przebrzmiewała ironia, jakby dobrze znał odpowiedź.
- Ty je kupiłeś? - odpowiedziałam niepewnie, trochę bojąc się do czego dąży.
- NIE. JA NIE POTRZEBUJĘ JEBANEJ TABLETKI GWAŁTU, ŻEBY SIĘ Z KIMŚ PRZESPAĆ.
Powiedział to tak głośno, że aż zabolały mnie uszy. Ale zaraz, co? Co on powiedział? Zabrzmiało to jak…
- Oczywiście, tobie laski same wskakują do łóżka, ty wielka gwiazdo od siedmiu boleści! Może ja też, co?! - krzyknęłam, zrywając się z łóżka. W ostatniej chwili złapał mnie za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam i schowałam w łazience. Nie wiedziała, że to aż tak zaboli. Miałam rację, powinnam czuć się dumna. Ale nie jestem, bo nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mój kumple, mój przyjaciel jest jakimś jebanym playboyem. Ale jeśli nie on, to znaczy, że ktoś inny próbował… gdyby Wojtek się w odpowiednim momencie nie pojawił, niewiadomo co by się stało. Westchnęłam. Teraz ja byłam zła, on był zły. Chcę do domu. Kiedy wyszłam z pomieszczenia, w sypialni nikogo nie było. Co mam robić? Szybko się ubrałam i wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Muszę na trochę wyjść, jeśli tu zostanę, pozabijamy się nawzajem i nie będzie czego zbierać. Kiedy zbiegałam na dół, coś za mną wołał, a ja ostatnią siłą woli powstrzymałam się od płaczu. Wychodząc z kamienicy, zdałam sobie sprawę, że to jest jakieś odludzie i w sumie nie wiem dokąd iść. Wyjęłam telefon i bez zastanowienia przejrzałam kontakty. Przez chwilę zatrzymałam się na “Lewy” i pomyślałam z goryczą, że przecież przyjechałam tu na wakacje żeby uciec od problemów, a nie pakować się w nowe. I wtedy w oczy rzuciło mi się zapisane tuż obok “Poldi”. Tak, to jest to! Szybko wybrałam numer i poprosiłam go, żeby odebrał mnie z pod mieszkania Wojtka. Pewnie będzie pytał o co chodzi, ale jeszcze nie teraz. Nie lubi rozmawiać przez telefon i zawsze szybko kończy rozmowę.
- A więc pokłóciłaś się z Wojtkiem - powiedział kiedy wsiadłam do auta. Nie musiałam długo czekać, najwyraźniej blisko mieszka.
- Skąd wiesz? - zapytałam, w głębi wiedząc że to nie do końca prawda.
- Bo o to nie trudno - stwierdził, uśmiechając się lekko. W Łukaszu było coś takiego, opiekuńczego, kochanego. Nie dało się go nie lubić. No chyba że nazywasz się Nuri Sahin, ale to zupełnie inna historia. Właściwie, to zawsze mi się wydawało, ze ich konflikt wynika z tego, że są bardzo do siebie podobni. Oboje rodzinni i uroczy, ale jeśli chodziło o boisko to potrafili pokazać ostre kły w walce o zwycięstwo.
- Wiesz, to nie tak… bo wczoraj czekałam na niego i ktoś podstawił mi piwo… z pigułką gwałtu - zająknęłam się, ale mówiłam dalej: - No i ja nie zauważyłam wiesz i je wypiłam i Wojtek się wkurzył i… - mówiłam szybko, nagle zawstydzona i zdenerwowana całą sytuacją jeszcze bardziej.
- Ale jak, co, jak to się wkurzył? - zapytał zaszokowany Łukasz, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
- No bo ja nic nie pamiętam i… obudziłam się w domu, wtedy on na mnie naskoczył i wygarnęłam mu trochę, że sam wiesz jaki jest i.. eh. - Westchnęłam. - Teraz jestem tutaj, ale chyba powinnam wrócić i z nim pogadać.
- O nie, teraz jak cię już tu przywiozłem to zostajesz na herbatę! - zaprzeczył napastnik Arsenalu, zatrzymując się na podjeździe ładnego białego domu z czerwono - brązową dachówką.
- Kawę - poprawiłam automatycznie, uśmiechając się słodko.
- No to kawę. Mówię serio, daj Wojtkowi trochę ochłonąć, a sam po ciebie przyjdzie.
- Skoro tak mówisz - zgodziłam się wzruszając ramionami.
- Monika pojechała po Louisa, powinna zaraz być - poinformował, zabierając mnie od razu do kuchni.
- To co, kawy? - zapytał jeszcze raz, a ja pokiwałam głową.
- Lukas, jesteś w końcu! - usłyszałam za sobą wypowiedziane po angielsku zdanie z seksownym francuskim akcentem. Czy to…?
Powoli odwróciłam się na barowym stołku i zobaczyłam… ojej. Półnagiego Oliviera Giroud, owiniętego w biodrach, białym puchatym ręcznikiem. Ten narkotyk z wczoraj chyba jeszcze działa, bo nie wierzę. Szczęka mi opadła. Owszem, zdarzyło mi się spotkać Oli’ego podczas Euro, ale wtedy, no cóż był ubrany. A teraz miał na sobie jedynie ręcznik, a po całym jego ciele spływała woda. Mokre włosy opadały mu na czoło, a on sam wyglądał na równie zdziwionego jak ja. Chryste, chyba umarłam i jestem w Niebie. Jak tak, to ja zostaję. Spojrzałam pytająco na Poldiego a on mruknął tylko:
- Problemy z wodą, czy coś. Czasem czuję się jak pomoc socjalna.
Aha, no to jak to jest problem, to ja więcej takich poproszę. A nie mógł przyjść do Wojtka? Fajny widok. I gdyby tak co rano… oj Aleks, ogarnij się! On ma dziewczynę, dziecko w drodze, a ty tu o takich rzeczach!
- Cześć Aleks! - zawołał Olivier, przerywając niezręczną ciszę. Pomachał przy tym ręką, a ręcznik na jego biodrach zsunął się lekko. Dlaczego zamarzyłam żeby spadł? Oddychaj!
- To ja się pójdę może ubrać - zaproponował francuz, wskazując schody. Dopiero kiedy wyszedł, okazało się, że na Ziemi mamy jeszcze trochę powietrza. Ojej.
Podolski westchnął i pokręcił głową.
- Ładnie tu - powiedziałam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie.
~*~
- Aleks, przepraszam, okej? - Tak jak mówił Łukasz, Wojtek rzeczywiście mnie znalazł. Chciał żebym wróciła do jego mieszkania…- Chcesz żebym wróciła, bo obiecałeś to mojemu bratu. Równie dobrze mogę wrócić do domu.
Właściwie to wcale nie mogłam, dwudziestego piątego i tak musiałabym wrócić na finał Ligii Mistrzów. Zresztą, uciekanie przed Wojtkiem i cała ta sytuacja jest zwyczajnie bez sensu. Więc się zgodziłam.
Nie wiedziałam tylko, że Szczęsny zacznie traktować mnie tak, jakby chciał mi coś udowodnić, jakby czuł się urażony, albo chciał mnie “ukarać” za nazwanie go gwiazdą od siedmiu boleści, która na dodatek zalicza wszystko co się rusza. Okej, to go mogło go zaboleć Poza tym, czułam że nie powiedział mi wszystkiego o wczorajszej nocy.
_____________
Bum xd
Czytacie? Komentujcie proszę <3
Dzięki :)