sobota, 28 września 2013

Bye, bye...

Ten blog, ta historia i moja chęć do pisania jej - wszystko umarło.
Wer - Nie martw się, na pewno jeszcze napiszę coś Wojtkowego ;*
Mart - Leitner pewnie też mi spokoju nie da ^^ (lub inne osoby/pomysły w których masz swój udział ;))
Oraz wszystkie inne osoby, które kiedykolwiek czytały tego bloga - to na pewno nie jest mój ostatni ;)
http://hey-baby-its-daddy.blogspot.de - tutaj piszemy z Karolinką (@xsleezesister) nie do końca poważną historyjkę, o pewnym bramkarzu, który został ojcem.... zapraszam!

sobota, 17 sierpnia 2013

#5

Nie mogłam spać, więc wstałam już o czwartej nad ranem i zapaliłam lampkę na stoliku nocnym. I co teraz? Po chwili zgasiłam światło, bo zdałam sobie sprawę, ze wpadające przez okno promienie były wystarczająco jasne. Cholera. To już dzisiaj. Finał Ligi Mistrzów miał się rozpocząć już za kilkanaście godzin. A potem ta impreza, na której, jeśli oczywiście wszystko pójdzie dobrze, będziemy świętować zwycięstwo Borussi
Czy wszystko się uda? To był najbardziej szalony i dosłownie wyrwany z jakiegoś filmu pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłam. To było chore, żeby pozbyć się raz na zawsze mojego problemu, musiałam zagrać z nim w grę, być jak czerwona płachta i drażnić go, niczym rozjuszonego byka. A potem poskromić, jak najlepszy torreador w historii. Żaden torreador nie miał czystego sumienia, prawda?

~*~
Mimo że czułam silne ramiona oplatające mnie opiekuńczo, to to co widziałam na murawie ani na chwilę nie przestało mi ciążyć.
- Nie płacz już, makijaż sobie rozmażesz.
Słysząc słowa Wojtka, automatycznie otarłam oczy od łez. Super, teraz pewnie wyglądam jak panda z tymi czarnymi śladami od tuszu. Jak ja się ludziom pokażę? Muszę dobrze wyglądać i odegrać swoją rolę. Nerwowym ruchem złapałam torebkę i wstałam z fotela. Przez myśl, przeszło mi, że czasem warto zapłacić za lożę dla vipów. Wygoda miejsca i dobry widok, który kibic o tym nie marzy? No, raz na jakiś czas.  Rzuciłam jeszcze krótkie spojrzenie na boisko, gdzie piłkarze a teraz i kibice Bayernu Monachium swoją radością  nie pozostawiali wątpliwości kto wygrał dzisiejszy finał. Bolesnym kontrastem byli zawodnicy z Dortmundu, których łzy powoli wsiąkały w murawę. Miałam ochotę ich wszystkich przytulić i pocieszyć, a temu całemu Robbenowi urwać łeb, szczególnie, kiedy zobaczyłam napuchnięte od płaczu oczy mojego brata. Mimo, że w tym meczu zagrał o niebo słabiej, niż w słynnym już pojedynku z Realem, to z pewnością on i jego koledzy zasłużyli na to, by trzymać dzisiaj symbolizujący wygraną puchar i cieszyć się z wygranej.
 - Chcesz już iść? - ostrożne pytanie Szczęsnego wyrwało mnie z rozmyśleń, gwałtownie przypominając, że wieczór jeszcze nie dobiegł końca i czeka na nas impreza, która nie tyle była teraz fetą pełną uśmiechów i radości ze zwycięstwa ,co podsumowaniem bądź co bądź pięknego i napawającego dumą sezonu Ligi Mistrzów.

~*~
Kiedy taksówka zatrzymała się pod dużym, stylizowanym na pałac hotelem, z wewnątrz budynku było słychać głośną, nastrojową muzykę. Wysiadając poprawiłam dopasowaną, sięgającą do kołowy uda sukienkę koktajlową w bardzo rzucającym się w oczy żółtym kolorze, która dla dopełnienia schematu tradycyjnych dortmundzkich barw, była przewiązana czarną satynową kokardą. Do tego czarne szpilki i mała  torebka. Zrobiłam sobie mocny makijaż, który podkreślał moje niebieskie oczy i dawał mi trochę bardziej zmysłowy wygląd. Wojtkowi się chyba podobało, bo kiedy mnie tak zobaczył, to aż zagwizdał z wrażenia. Faceci. Chociaż, właśnie o taki efekt mi chodziło, zobaczymy tylko, czy inny Casanova podda się temu urokowi.
Oby - pomyślałam oddychając głęboko.
Przy wejściu spotkałam Sahina, Reusa i mojego brata, którzy już zdążyli załapać się na kilka drinków, co było widać, po błąkających się po ich twarzach uśmieszkach. Zielone oczy Marco chyba odrobinę za długo zatrzymały się no moim biuście, bo Lewandowski zdążył sprzedać mu sójkę w bok, jeszcze zanim zdążyłam się odezwać.
- Spokojnie - powiedziałam, uśmiechając się słodko. - I trochę z tym przystopuj - dodałam wskazując na wypełnioną do połowy szklankę w jego dłoni, która poza kolorowym sokiem zawierała pewnie sporą porcję czegoś mocniejszego.
- Panowie wybaczą, ale muszę na chwilkę do łazienki - przy użyciu taniej wymówki, uwolniłam rękę z pod ramienia Wojciecha i szybkim krokiem skierowałam się w głąb sali, byle tylko uciec im z zasięgu wzroku.

~*~
Tak jak się spodziewałam, indyferentnym wzrokiem obserwował otoczenie, tak naprawdę nie zwracając uwagi na co, czy na kogo patrzy. Wcześniej, udało mi się przekonać jednego z pracujących tutaj kelnerów, do wykonania najistotniejszego w całej misji zadania. Czułam się jak James Bond na tropie wroga.  Czas start.
- Cześć - powiedziałam, stając na tyle blisko, by się miał problemu ze zrozumieniem moich słów.
- Witaj - odpowiedział uśmiechając się szelmowsko. - Co cię do mnie sprowadza, piękna istoto?  Miałam ochotę splunąć mu w twarz i odejść, ale wtedy wszystko poszłoby na marne.
- Moritz, kochanie, a może się stęskniłam? - wyszeptałam, zbliżając się, miałam nadzieję kocim, seksownym krokiem. To wystarczyło, by złapał mnie za biodro, sprawiając, że nasze ciała niemal się stykały.
- Twojej dziewczyny nie ma w pobliżu? - zapytałam, niby to obojętnie. On rozejrzał się i odpowiedział zadowolony:
- Nigdzie jej nie widzę. Kontynuując - mruknął - Podobno się stęskniłaś? Nie musiałam odpowiadać, a jego lewa dłoń już wędrowała po moim udzie, a prawa, musnęła lekko mój policzek.
Czy mi się wydaje, czy on jest jakiś niewyżyty? Zresztą, wszystko szło jak z płatka, dokładnie takiego zachowania oczekiwałam. Dostaniesz Oscara, Leitner.
Nim się obejrzałam zbliżył swoją twarz do mojej, chcąc mnie pocałować.
Czas na finał.
Po chwili stał zdziwiony, z czerwonym śladem mojej dłoni na policzku, a ja jak gdyby nigdy nic, przywołałam do siebie kelnera. Ten, razem z niebieskim drinkiem, podał mi mój telefon. Wykorzystując sparaliżowanie Moritza, włączyłam przed chwilą powstałe nagranie, na którym wszystko wyglądało tak, jakby to on mnie obmacywał, za co dostał potem w twarz, natomiast ja wychodzę na niewiniątko. Idealnie.
- To - wskazałam na telefon - trafi nie tylko do rąk twojej Lisy, ale też do mediów, jeśli nie znikniesz z mojego życia raz na zawsze. - powiedziałam dobitnie, patrząc mu prosto w oczy. Jego wściekły wzrok, normalnie by mnie przeraził, ale teraz to ja byłam tutaj w lepszym położeniu. Piłkarz w odruchu obronnym spróbował odebrać mi komórkę, na co mu oczywiście pozwoliłam.
- Myślisz, że nie mam kopii? - zakpiłam.
Zrezygnowany, oddał mi telefon i zapytał:
- Co mam zrobić?
- Wyprowadź się zmień klub. Masz dwa tygodnie.
Zanim zdążył zareagować, odeszłam na bezpieczną odległość, machając mu moim narzędziem szantażu przed oczami. W głębi ducha, dziękowałam losowi, że tak naprawdę poza mną, kelnerem i oczywiście Mo, nikt niczego nie zauważył, lub po prostu zignorował całe zdarzenie, nie uważając tego za nic wyjątkowego.
Ja, szybko uciekłam do łazienki i patrząc w lustro podsumowałam: Właśnie zaszantażowałam byłego kochanka nagraniem, które można by nazwać sex taśmą, do nagrania której przekonałam kelnera, wręczając mu pieniądze ukradzione starszemu bratu. Cóż, patrząc na to z tej perspektywy, chyba nie można mnie już nazwać zbyt grzeczną…

_____
Ta-da, wróciłam <3 Tęskniłam za pisaniem ;___;
Ładnie proszę o zostawienie komentarza i obiecuję, że przybędę do Was z nowym rozdziałem jak tylko wrócę z plażingu, smażingu i pól namiotowych W Holandii.
;*


poniedziałek, 15 lipca 2013

Wakacyjnie :)

Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, nawet nie wiecie, ile radości daje przeczytanie tych kilku miłych słów <3 Dzięki Wam wiem, że ta moja pisanina ma jakiś sens i że nawet ktoś to czasem przeczyta :) Dlatego bardzo przepraszam, że już tak długo nie ma już tutaj rozdziału... tak, mnie też to denerwuje. Ale najważniejsze: W środę wyjeżdżam i będę do połowy sierpnia odcięta od mojego laptopa, więc rozdział dalej się nie pojawi.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Postaram się Wam to wynagrodzić i w czasie "urlopu" napisać ostatnie trzy rozdziały i epilog, żebym mogła oddać całość w Wasze ręce po powrocie, bez takich długich przerw.
Dziękuję jeszcze raz, że czytacie, że jesteście i mam nadzieję, że poczekacie.
Kocham Was <3

niedziela, 23 czerwca 2013

4#

Nigdy wcześniej, w całym moim życiu, głowa nie bolała mnie tak mocno jak dzisiejszego ranka. O co w ogóle chodzi i dlaczego prawie tak samo jak głowa cierpi mój tyłek? Podniosłam się, ale ból się tylko nasilił. Wojtek, coś ty ze mną zrobił? Dobra, nie spodobała mi się ta wizja, bardzo mi się nie spodobała. Odrzuciłam ją szybko i zamknęłam oczy. Wojtek jest jaki jest… a prawda była taka, że był taki jak Leitner, dokładnie taki sam. Moritz niby był z Lisą i wymyślając jakąś dziwną przerwę urządził sobie aferę ze mną. W sumie nie on, tylko ja, bo to była moja wina; mojej naiwności i dziecinności.
A Wojtuś raz z Sandrą był, raz nie… a nawet jak był to… no właśnie. Podstawowa różnica była taka, że Szczęsny to mój przyjaciel i nie upił by mnie tylko po to, żeby mnie wykorzystać. Zresztą, o czym ja w ogóle myślę? Nie miałam przypadkiem zamiaru, przypomnieć sobie co się wczoraj dokładnie stało? Pamiętam bar, jakiegoś chłopaka, czekanie na Wojtka… a potem pustka. Kompletne zero. A przecież wypiłam tylko szklankę piwa i to angielskiego, słabego piwa. Moje poranne rozmyślenia, bez ładu i składu przerwało wejście do pokoju tornada w postaci Wojciecha Tomasza Szczęsnego. Spojrzał na mnie przelotnie i już wiedziałam że jest wkurzony. Tylko żebym wiedziała jeszcze, co zrobiłam nie tak…
- Zabiję najpierw tego skurwysyna, a potem ciebie!- rzucił. - Czy ciebie
nie można na pół godziny samej zostawić, żebyś czegoś sobie nie zrobiła, co?
- Ale… zaczęłam, nie bardzo wiedząc jak dokończyć.
- Skąd miałaś to piwo, hm? - zapytał, a w jego głosie przebrzmiewała ironia, jakby dobrze znał odpowiedź.
- Ty je kupiłeś? - odpowiedziałam niepewnie, trochę bojąc się do czego dąży.
- NIE. JA NIE POTRZEBUJĘ JEBANEJ TABLETKI GWAŁTU, ŻEBY SIĘ Z KIMŚ PRZESPAĆ.
Powiedział to tak głośno, że aż zabolały mnie uszy. Ale zaraz, co? Co on powiedział? Zabrzmiało to jak…
- Oczywiście, tobie laski same wskakują do łóżka, ty wielka gwiazdo od siedmiu boleści! Może ja też, co?! - krzyknęłam, zrywając się z łóżka. W ostatniej chwili złapał mnie za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam i schowałam w łazience. Nie wiedziała, że to aż tak zaboli. Miałam rację, powinnam czuć się dumna. Ale nie jestem, bo nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mój kumple, mój przyjaciel jest jakimś jebanym playboyem. Ale jeśli nie on, to znaczy, że ktoś inny próbował… gdyby Wojtek się w odpowiednim momencie nie pojawił, niewiadomo co by się stało. Westchnęłam. Teraz ja byłam zła, on był zły. Chcę do domu. Kiedy wyszłam z pomieszczenia, w sypialni nikogo nie było. Co mam robić? Szybko się ubrałam i wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Muszę na trochę wyjść, jeśli tu zostanę, pozabijamy się nawzajem i nie będzie czego zbierać. Kiedy zbiegałam na dół, coś za mną wołał, a ja ostatnią siłą woli powstrzymałam się od płaczu. Wychodząc z kamienicy, zdałam sobie sprawę, że to jest jakieś odludzie i w sumie nie wiem dokąd iść. Wyjęłam telefon i bez zastanowienia przejrzałam kontakty. Przez chwilę zatrzymałam się na “Lewy” i pomyślałam z goryczą, że przecież przyjechałam tu na wakacje żeby uciec od problemów, a nie pakować się w nowe. I wtedy w oczy rzuciło mi się zapisane tuż obok “Poldi”. Tak, to jest to! Szybko wybrałam numer i poprosiłam go, żeby odebrał mnie z pod mieszkania Wojtka. Pewnie będzie pytał o co chodzi, ale jeszcze nie teraz. Nie lubi rozmawiać przez telefon i zawsze szybko kończy rozmowę.
- A więc pokłóciłaś się z Wojtkiem - powiedział kiedy wsiadłam do auta. Nie musiałam długo czekać, najwyraźniej blisko mieszka.
- Skąd wiesz? - zapytałam, w głębi wiedząc że to nie do końca prawda.
- Bo o to nie trudno - stwierdził, uśmiechając się lekko.  W Łukaszu było coś takiego, opiekuńczego, kochanego. Nie dało się go nie lubić. No chyba że nazywasz się Nuri Sahin, ale to zupełnie inna historia. Właściwie, to zawsze mi się wydawało, ze ich konflikt wynika z tego, że są bardzo do siebie podobni. Oboje rodzinni i uroczy, ale jeśli chodziło o boisko to potrafili pokazać ostre kły w walce o zwycięstwo.
- Wiesz, to nie tak… bo wczoraj czekałam na niego i ktoś podstawił mi piwo… z pigułką gwałtu - zająknęłam się, ale mówiłam dalej: - No i ja nie zauważyłam wiesz i je wypiłam i Wojtek się wkurzył i… - mówiłam szybko, nagle zawstydzona i zdenerwowana całą sytuacją jeszcze bardziej.
- Ale jak, co, jak to się wkurzył? - zapytał zaszokowany Łukasz, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
- No bo ja nic nie pamiętam i… obudziłam się w domu, wtedy on na mnie naskoczył i wygarnęłam mu trochę, że sam wiesz jaki jest i.. eh. - Westchnęłam. - Teraz jestem tutaj, ale chyba powinnam wrócić i z nim pogadać.
- O nie, teraz jak cię już tu przywiozłem to zostajesz na herbatę! - zaprzeczył napastnik Arsenalu, zatrzymując się na podjeździe ładnego białego domu z czerwono - brązową dachówką.
- Kawę - poprawiłam automatycznie, uśmiechając się słodko.
- No to kawę. Mówię serio, daj Wojtkowi trochę ochłonąć, a sam po ciebie przyjdzie.
- Skoro tak mówisz -  zgodziłam się wzruszając ramionami.
- Monika pojechała po Louisa, powinna zaraz być - poinformował, zabierając mnie od razu do kuchni.
- To co, kawy? - zapytał jeszcze raz, a ja pokiwałam głową.
- Lukas, jesteś w końcu! - usłyszałam za sobą wypowiedziane po angielsku zdanie z seksownym francuskim akcentem. Czy to…?
Powoli odwróciłam się na barowym stołku i zobaczyłam… ojej. Półnagiego Oliviera Giroud, owiniętego w biodrach, białym puchatym ręcznikiem. Ten narkotyk z wczoraj chyba jeszcze działa, bo nie wierzę. Szczęka mi opadła. Owszem, zdarzyło mi się spotkać Oli’ego podczas Euro, ale wtedy, no cóż był ubrany. A teraz miał na sobie jedynie ręcznik, a po całym jego ciele spływała woda. Mokre włosy opadały mu na czoło, a on sam wyglądał na równie zdziwionego jak ja. Chryste, chyba umarłam i jestem w Niebie. Jak tak, to ja zostaję. Spojrzałam pytająco na Poldiego a on mruknął tylko:
- Problemy z wodą, czy coś. Czasem czuję się jak pomoc socjalna.
Aha, no to jak to jest problem, to ja więcej takich poproszę. A nie mógł przyjść do Wojtka? Fajny widok. I gdyby tak co rano… oj Aleks, ogarnij się! On ma dziewczynę, dziecko w drodze, a ty tu o takich rzeczach!
- Cześć Aleks! - zawołał Olivier, przerywając niezręczną ciszę. Pomachał przy tym ręką, a ręcznik na jego biodrach zsunął się lekko. Dlaczego zamarzyłam żeby spadł? Oddychaj!
- To ja się pójdę może ubrać - zaproponował francuz, wskazując schody. Dopiero kiedy wyszedł, okazało się, że na Ziemi mamy jeszcze trochę powietrza. Ojej.
Podolski westchnął i pokręcił głową.
- Ładnie tu - powiedziałam, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie.

~*~
- Aleks, przepraszam, okej? - Tak jak mówił Łukasz, Wojtek rzeczywiście mnie znalazł. Chciał żebym wróciła do jego mieszkania…
- Chcesz żebym wróciła, bo obiecałeś to mojemu bratu. Równie dobrze mogę wrócić do domu.
Właściwie to wcale nie mogłam, dwudziestego piątego i tak musiałabym wrócić na finał Ligii Mistrzów. Zresztą, uciekanie przed Wojtkiem i cała ta sytuacja jest zwyczajnie bez sensu. Więc się zgodziłam.
Nie wiedziałam tylko, że Szczęsny zacznie traktować mnie tak, jakby chciał mi coś udowodnić, jakby czuł się urażony, albo chciał mnie “ukarać” za nazwanie go  gwiazdą od siedmiu boleści, która na dodatek zalicza wszystko co się rusza. Okej, to go mogło go zaboleć Poza tym, czułam że nie powiedział mi wszystkiego o wczorajszej nocy.

_____________
Bum xd
Czytacie? Komentujcie proszę <3
Dzięki :)


wtorek, 4 czerwca 2013

3#

15 maja 2013
- Wojtuuuuś! Tęskniłam wielkoludzie! - zapiszczałam przy wyjściu z lotniska wtulając się w Szczęsnego. Dzień po meczu z Wigan był w dobrym humorze, co widać było na pierwszy rzut oka.
- Ja tak samo, Baby. - kiedy usłyszałam jak mnie nazwał, przewróciłam oczami. Zawsze wymyślał mi nowa przezwiska, byle tylko podkreślić jaka to jestem malutka. I według niego dziecinna - a sam o sobie mówił, że jest jak dzieciak. Przytuleni do siebie jakbyśmy nie widzieli się latami wyszliśmy z lotniska. Twarz aż bolała mnie od uśmiechu, teraz miałam swoje wakacje z najlepszym kumplem i mogę robić co chcę. Czy życie nie jest piękne? Może mój nastrój był słoneczny - ale pogoda w Londynie zdecydowanie nie. Chmury wydawały się ciężkie, a niebo straszyło szarością. Szybko znaleźliśmy wojtkowy samochód i pojechaliśmy w stronę jego mieszkania. Porsche Cayenne było moim ulubionym modelem aut tego producenta - inne mimo że szybkie i sportowe, były dla mnie zbyt okrągłe i pokraczne. Kusiła w nich prędkość, ale dla kobiety zawsze wygląd auta zawsze pozostanie najważniejszy.
- Z czego się tak cieszysz? - Pytanie było niedorzeczne, no przecież to oczywiste!
- Bo tu jestem, głupku.

~*~

-Ładnie tu - powiedziałam przekraczając próg.Pierwszy raz widziałam nowe mieszkanie Szczęsnego, co uświadomiło mi, że nie byłam w Londynie prawie od roku. Bramkarz od razu zaprowadził mnie na górę, gdzie urządził sypialnię dla gości. Z łazienką! Yey, jak tu ładnie! Trochę mrocznie, ale przytulnie. Połączenie ciemnego drewna, zgniłej zieleni i beżowo- białych dodatków. Oszklona ściana, która była jednocześnie wyjściem na taras dodawała pomieszczeniu przestrzeni i światła, przez co nie przytłaczało swoimi ciężkimi barwami. Wojtek zostawił mnie samą, więc postanowiłam zwiedzić też łazienkę. Nie był ogromna, ale wystarczająca. Kiedy zobaczyłam prysznic, od razu postanowiłam z niego skorzystać. Zawsze po lotach samolotem, niby czułam się dobrze, ale tak naprawdę trzęsły mi się ręce i byłam strasznie rozkojarzona. Relaksująca kąpiel powinna temu zaradzić. Miałam ochotę ubrać się w coś luźnego, usiąść przed telewizorem, obejrzeć dobry film i wtulona w Wojtusia powspominać stare czasy zajadając się przy tym lodami. Ale oczywiście to by było zbyt nudne i tak nie spędza się pierwszego wieczoru wakacji. Pod czujnym okiem bramkarza Arsenalu, który nie robił nic, tylko mnie poganiał, wyszykowałam się na wyjście do pubu. Od kiedy mu się tak spieszy?
Poszliśmy do całkiem zwykłego baru - nie takiego, w którym można by urządzić galę gdzie najczęściej byli fotografowani sportowcy. W środku, przy przydymionym świetle siedziało kilka osób. Niedaleko stolika zajętego przez trzech młodych, na pierwszy rzut oka studentów usiedliśmy my.
- Poczekaj tu chwilę - powiedział Wojtek zaraz po tym jak usiedliśmy. Zadzwonię do Jacka, może do nas dołączy. Wygięłam usta w podkówkę. Zamiast z Jackiem wolałabym spotkać się z Olim albo Lukasem. Do tego pierwszego miałam zwyczajną słabość, a Poldi i mój brat ostatnio nieźle się zaprzyjaźnili, przez co sama złapałam dobry kontakt z domniemanym Niemcem. Spodziewałam się że jeśli Woj mówi "chwila", to znaczy że wróci za maksymalnie pięć minut. Tymczasem minęło już piętnaście a on dalej nie wracał. Ja wiem, że po kolejnym rozstaniu z Sandrą może chciałby się pocieszyć, ale ja tu czekam! Zresztą, pewnie by mnie tak nie zostawił, prawda?
Bezczynne wpatrywanie się w szklankę słabego piwa, to nie to, czego się spodziewałam. A może coś się stało? Choćby korek, a może wypadek? Nie, ogarnij się dziewczyno, bo znowu coś wykrakasz. Jeden z tych studentów, którzy siedzieli niedaleko dosiadł się do mnie. Uśmiechnęłam się do niego krzywo i nic nie mówiąc ignorowałam jego obecność. Może jak nic nie zrobię, to odejdzie, a jeśli liczy na flirt, to żegnam. Oj, chyba jednak ma jakieś nadzieje. Wojtek, chodź już, no. Nawet nie słuchałam, o czym ten chłopak do mnie mówi... nagle poczułam jego rękę przewieszoną przez moje ramię. Ej! Szybko ją, strząsnęłam, patrząc na niego wściekle i trochę zdezorientowana. Że ale o co chodzi?! Chyba go wkurzyłam taką gwałtowną reakcją, bo odszedł. I dobrze. Odetchnęłam głęboko, biorąc przy tym kilka pierwszych łyków piwa. Fuj, okropność. Mimo wszystko, sączyłam powoli gorzki trunek, żeby zająć czymś czas. A może chciałam się go szybko pozbyć... przysięgam, już nigdy nie zamówię tego gówna. Zaczęłam się czuć dziwnie, po jednym piwie, serio? Aż tak ze mną źle? Mam dość już tego czekania, chociaż nie minęło więcej niż pół godziny. W końcu! Zerwałam się z krzesła chcąc wygarnąć bramkarzowi, że ma mnie więcej tak nie zostawiać, ale jak szybko wstałam, tak szybko na nie opadłam. Jej, nawet myśli zaczynały mi się już plątać, a świat jakoś dziwnie się rozmazał... złapałam się za głowę i poczekałam chwilę, czekając na ulgę, która jednak nie przyszła. Matko, chcę do domu.
- Co ci jest? - głos Wojtka dotarł do mnie jak zza zasłony. Nie byłam mu w stanie nawet odpowiedzieć. Wydukałam tylko:
- Nie... ja... nie...
Szczęsny rozejrzał się dookoła, a jego wzrok zatrzymał się na wpatrujących się we mnie trzech młodych chłopakach, którym wredne uśmieszki nie schodziły z twarzy. Myślałam, że się na nich rzuci, ale stojący za nim Jack, złapał go za ramię. (O, Jack! W końcu jesteś!) Tylko krzesło się przewróciło, ojej. Co śmiesznego jest w przewracającym się krześle? Nie wiem, ale zaczęłam się śmiać. To chyba trochę rozproszyło Wojtka, bo popatrzył na mnie przez chwilę jak na Ufo, po czym wziął na ręce i wyniósł z pubu.
- Hej ale ja mam nogi! - krzyknęłam, uderzając go w klatkę piersiową. Chciałam mocno, ale chyba nie wyszło, bo nawet się nie skrzywił.
- Cicho siedź! - warknął. Zdenerwował się pan? Przepraszam, ale ja naprawdę nic nie zrobiłam!
- Postaw mnie! - pisnęłam. Nagle stałam na środku chodnika, a Szczęsny zwyczajnie poszedł parę kroków dalej.
- Idziesz? - zapytał unosząc do góry brew. Chciałabym, ale po jednym kroku, wylądowałam tyłkiem na mokrym chodniku. Równowaga na poziomie zero, super.
- Wiedziałem – przewrócił oczami i podniósł mnie znowu do góry, ale tym razem się nie buntowałam. Jak zbesztane dziecko wtuliłam się w jego kurtkę i przymknęłam załzawione oczy. Ja nawet nie wiem co się dzieje...
- Kocham cię Wojtuś – powiedziałam, czując się nagle spokojna i bezpieczna. Jak w domu...


________
Taki sobie przerywnik :3 Zawsze mam problem z trzecią częścią, na każdym blogu ;< Mam nadzieję, że mimo wszystko dotarliście do końca. Ja już 3 części egzaminu mam za sobą - jeszcze tylko polski w czwartek :)
Zapraszam na twittera @AlyFlame
A teraz wszyscy kibicujemy bo za chwilkę mecz! #GoPolska!

środa, 22 maja 2013

2#

Love is a dangerous game to play*

Wielkanocne śniadanie, a za oknem śnieg. Nosiło mnie, wręcz chodziłam nogami pod stołem, nie mogąc się doczekać spotkania z Nim. Dlaczego? - zapytała płaczliwie.
- Pójście na ten trening było najlepszymi najgorszym co mogło mi się przytrafić. Mam tylko dziewiętnaście lat… a może aż i pierwszy raz tak się zakochałam, tak naprawdę. Kilka dni, a ja zapomniałam jak się oddycha, kiedy nie było go w pobliżu. Stał się moim nowym powietrzem, jakbym od tego czasu potrzebowała takiego z wyższą zawartością tlenu. Nikt mnie nie powstrzymywał, nie pouczał, nie mówił że to za szybko, za mocno. Jakbyście tylko czekali przez całe moje życie, aż trafi mnie strzała Amora. Dlaczego?
Musiałam wrócić do Polski, napisać matury. Wyobrażasz to sobie? Z takimi problemami z koncentracją? Ale nad Wisłą wszystko wróciło do normy. Czułam się jak wybudzona z najpiękniejszego snu, wrzucona w wir szarej rzeczywistości, jak do wanny pełnej zimnej wody. Nie mogłam się doczekać żeby znów zasnąć.
Chłopak słuchał i szukał odpowiedzi na zadawane przez brunetkę pytania. Czy w ogóle chciała odpowiedzi? Nagle przestała mówić i ułożyła się z powrotem na łóżku. Patrzyła niby bezmyślnie w biały sufit, ale mógł się założyć, że coś sobie przypomniała. Coś, o czym niekoniecznie chciała mu mówić.

A trzeba było się nie zakochiwać, cholera, nie w nim. Kilka dni zajęło zniszczenie się od środka tylko dla tego jednego człowieka. Powinnam powiedzieć: Nie. Ale przecież przyciągał mnie do siebie wszystkim: kolorem oczu, zapachem. Kiedy mnie przytulał, tak po prostu, niewinnie, bo przecież wszyscy patrzyli, podświadomie chciałam więcej. Może właśnie dlatego nie odsunęłam się, nie protestowałam kiedy jego usta wylądowały na moich. Wszystko do siebie pasowało. Nie musiałam uczyć się jak całować. Wszystko przyszło samo, zbyt łatwo. Z oglądania mojej ulubionej komedii z Jimem Carrey'em do przytulania, od przytulania do pocałunku. Z  jednego zrodziły się setki. Nie złapałam jego dłoni które błądziły po moich plecach, jak na zawołanie ochlałam głowę, by dać mu dostęp do spragnionej pieszczot szyi. Moje dłonie zachowywały się, jakby dotykanie jego miękkich włosów było ich przeznaczeniem. Może w nagłym przypływie odwagi, a może z głupoty, która przyszła równie łatwo jak miliardy hormonów zmieszane z krwią, która krążyła w szaleńczym tempie, to ja pierwsza zaczęłam ściągać z niego ubrania. Kiedy nie miał koszulki, uśmiechnął się do mnie w ten charakterystyczny, łobuziarski sposób. Na zawsze zapamiętam ten uśmiech, ten moment. Teraz, kiedy jest już po wszystkim, czuję się jak naznaczona, naznaczona nim i ty co się między nami stało. Nawet jeśli dla niego to nic nie znaczyło, jeśli tylko się za mną pieprzył, to dla mnie było to coś ważnego. Bo był tym pierwszym. 

~*~

- Robert! - ostry głos dziewczyny wyrwał Lewandowskiego z dziwnego transu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że jej się przygląda i oboje utonęli we własnych myślach. Drobna dłoń Aleks jeszcze przez chwilę machała mu przed oczami i musiał kilka razy zamrugać, żeby wrócić do siebie. Na dobrą sprawę siedzieli tu razem już ponad godzinę, a nie dowiedział się niczego konkretnego. Może jedynie tyle, że Moritz Leitner wylądował właśnie na pierwszym miejscu jego własnego Dziennika Śmierci. Ale tego to się już akurat spodziewał.
- Słuchaj mnie! - Brunetka za wszelką cenę starała się skupić na sobie uwagę brata.
- Nic z tym nie zrobisz, rozumiesz? Po prostu zapomnisz, że kiedykolwiek przedstawiłeś mnie Mo, że coś takiego jak ja i on w ogóle istniało, okej? Będziecie sobie kumplami tak jak zawsze i nie wspomnisz o całej sytuacji choćby słowem.
- Ale.. JAK TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ? Że co, że będę na niego patrzeć jak gdyby nigdy nic, że nie zażądam choćby wyjaśnień, dlaczego doprowadził cię do takiego stanu?! - Cała cierpliwość i opanowanie która normalnie emanowały z niebieskookiego na kilometr, ulotniły się w ciągu sekundy.
- Dokładnie tak. - głos jego siostry wydawał się aż nadmiernie spokojny i zdecydowany.
- Bo to JA dałam się złapać, to JA doprowadziłam siebie do takiego stanu. A on? On już powinien zniknąć z mojego życia. Chcesz mi pomóc czy nie?
- Chcę Ola… Ale…
- Żadnych ALE Lewy.

~*~
Aleks

Kiedy wróciliśmy do domu, do tego w Warszawie oczywiście, poczułam co tak naprawdę znaczy poczucie winy. Jeśli ktoś patrząc na mnie pomyślałby, że po tygodniu nie jedzenia prawie niczego, spania przerywanego płaczem i kilkoma irracjonalnymi napadami złości wyglądam jak obraz nędzy i rozpaczy, to wysłałabym go do mojej matki. Wtedy na pewno mnie uznałby za okaz zdrowia. Nigdy nie widziałam je w takim stanie… nawet po śmierci taty. Całego obrazka dopełniał ten pouczający wzrok Mileny wręcz krzyczący “To wszystko twoja wina”. Miała rację, a ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Niedługo tych niewybaczalnych czynów zrobi się lista długości kilku kilometrów. A kiedy już wszystko było w porządku, minęło kilkanaście dni a ja wróciłam do mniej więcej normalnego rytmu życia brat postanowił dać mi prezent. Jeszcze przed ostatnim meczem niemieckiej Bundesligi otworzyłam niby zwykły załącznik e-malia o treści: “Czas na małe wakacje Maturzystko J” Nie minęła sekunda  na ekranie wyświetlił się bilet do Londynu.
LONDYN. Robert załatwił mi najlepszą niespodziankę na świecie! Stęskniłam się już za deszczową stolicą Anglii, pełną podziałów i tajemnic metropolią z milionem tajemnic. A kto jest lepszy w odkrywaniu tajemnic położonego nad Tamizą największego miasta Wysp Brytyjskich niż zakochany w nim Wojtek Szczęsny?

*The Race - 30 Seconds to Mars
_______________
Generalnie to mam nadzieję że się podobało, mimo tego że ten rozdział pisałam dwa razy, jest dziwny i tak dalej, a Wojtuś miał się pojawić dopiero w następnym... :)
Ktoś chce być informowany? Nie ma żadnego problemu, wystarczy napisać w komentarzu lub na Twitterze: @AlyFlame
Następny pojawi się najprawdopodobniej po moim ostatnim egzaminie, czyli po 4 czerwca :)


niedziela, 12 maja 2013

1#


Jeszcze zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Aleksandra zaczęła swoją opowieść:

- Dałam się wyciągnąć do Dortmundu na Wielkanoc. Bo to co za Wielkanoc bez brata i przyszłej szwagierki? Przez twarz Aleks przebiegł lekki uśmiech.  - Już kilka dni przed świętami rozgościłam się w twoim domu ku zadowoleniu Anki - liczyła, że pomogę jej w przygotowaniach, jeszcze zanim mama się pojawi. Ale ty oczywiście musiałeś mi wszystko pokazać i wszędzie zabrać - zupełnie jakbym była tam pierwszy raz! Mnie to cieszyło - jestem taka jak ty - od kuchni wolę trzymać się z daleka, niech zajmą się tym lepsi. Milena powinna pomagać Annie, nie ja. Milenka przyjedzie jutro z mamą- myślałam i wszyscy będą zadowoleni.
Poszliśmy na trening - było pięknie słonecznie, ale rześko. Idealna pogoda na bieganie, ćwiczenie zagrywek czy innych rzeczy, które wy piłkarze zwykle robicie. Czekałam na ciebie na za linią boczną, przyglądając się przebranym na czarno-żółto zawodnikom Borussi. Kilku z nich pomachało do mnie. Inni albo nie zauważyli, albo zwyczajne zignorowali moją obecność, chcąc skoncentrować się na rozgrzewce.
- Potem podbiegł do mnie trener Klopp i przywitał się jak zwykle przyjaznym uściskiem. Standardowo zapytał co u mnie i pochwalił coraz lepszy niemiecki. Ja jak zwykle się zawstydziłam a on westchnął tylko:
- Robby jak zwykle spóźniony…
Wtedy ty pojawiłeś się na horyzoncie a na przestrzeni całego boiska rozległo się tubalne “Rusz dupę!” doprawione z  niemieckim akcentem. Zaśmiałam się szczerze, a ty poczochrałeś mi włosy.
- To twoja wina! - wygarnąłeś mi żartobliwie. Zaraz jednak podbiegłeś do jednego z kolegów. Ten pokazał palcem na mnie, zaciekawiony “Kogoż to Lewandowski ze sobą przytargał”.
- Moritz - przedstawił się, ukazując rządek białych ząbków.
- Aleksandra - powiedziałam, również się uśmiechając.

- Robercik, wiesz że tylko kilkanaście sekund wystarczy, żeby stwierdzić czy kogoś lubimy? Taki ten nasz ludzki mózg jest sprytny! A zawsze myślałam że zakochanie to sprawa serca. Od tego czasu złośliwe motyle atakowały mój żołądek za każdym razem, kiedy mój wzrok spotkał się ze stalowymi tęczówkami Leitnera.

~*~
- Wybierzesz się ze mną na kawę? - Zapytał jakby nigdy nic po treningu.  Jakby na przykład nie miał dziewczyny. A czy “przerwa w związku” oznacza że był wolny, czy że jednak nie był, ale Lisa chwilowo mu się znudziła? Tak czy inaczej, zgodziłam się, całkiem spontanicznie powiedziałam “tak”. Dortmund to nie Ameryka Południowa, tutaj wyjście na kawę nie oznacza zgody na seks.
Poszliśmy do takiej małej kawiarenki, kawałek drogi od tego ośrodka treningowego… nie wiem gdzie dokładnie, przecież nie znam Dortmundu. Rozmawialiśmy, było całkiem miło, chociaż zajęło mi chwilę przyzwyczajenie się do jego akcentu. Mówi w taki uroczy sposób, całkiem inny niż większość ludzi w tej części Niemiec.
Pytał jak się czuję, co tu robię… czy chowałeś mnie do tej pory w szafie, że nigdy mnie nie widział. - Dziewczyna uśmiechnęła się na chwilę, malutką sekundę, jakby żart Moritza na nowo ją troszeczkę rozśmieszył.
- Powiedziałam, że chyba do tej pory był zaślepiony miłością, bo nie pierwszy raz przyglądałam się żółto- czarnym w czasie treningu. Potem, kiedy kawa się już skończyła, a pogoda była zwyczajnie zbyt ładna, żeby podziwiać ją zza szyby lokalu, wybraliśmy się na spacer. Bardzo długi spacer, bo jak wróciłam do domu, dawno zaszło słońce. Wszyscy się o mnie martwili, dziwne uczucie, wiesz? To się chyba nazywa wyrzuty sumienia. Mama myślała, że ktoś mnie porwał, ze mnie okradli albo że nigdy już nie zobaczy już swojej córeczki. Nigdy nie sądziłam, że jest taką histeryczką. A może takie jest już prawo matek? - Pytanie było retoryczne. Aleksandra wydawała się opowiadać wszystko bardziej sobie niż bratu, jakby starła się poukładać fakty w odpowiedniej kolejności i stwierdzić potem, gdzie zrobiła błąd. Nagle przerwała i patrzyła przed siebie, nie odzywając się i trwając tak kilka następnych minut.
- Hej… - zaczął Robert, patrząc na nią uważnie i wyrywając ją z letargu, jak najdelikatniej potrafił.
Kiedy ostatnio coś jadłaś? - zapytał.
- Nie wiem - brunetka spuściła głowę, zawstydzona nagle swoją niewiedzą, Myślała że będzie na nią zły? On wstał z łóżka i wyszedł na chwilę, Czy znajdzie tu coś do jedzenia? Kiedy ktoś ostatnio tu mieszkał? Trochę się zdziwił, znajdując w lodówce nieprzeterminowany jogurt. Było jeszcze kilka innych rzeczy w zamrażarce, ale chciał czegoś “na szybko”, jakby Aleks miała za chwilę umrzeć z głodu. Tak przynajmniej wyglądała.
- Jedź - rozkazał dając jej do ręki kubek i łyżeczkę. Jej niebieskie oczy niepewnie zlustrowały zawartość plastiku. Skrzywiła się i odstawiła jogurt.
- Nie - stwierdziła krótko.
- Chcesz się zagłodzić? - spytał przestraszony, że taki właśnie jest cel jego siostry.
- Po prostu nie chcę teraz jeść! Nie mam siły…
- Nie masz siły, bo nie jesz. Gdzie jest logika? - Nie czekając na odpowiedź, złapał łyżeczkę i nałożył na nią trochę owocowego kremu.
- Mam cię nakarmić, czy jednak spróbujesz sama?
- Despota - rzuciła Aleks patrząc na Roberta wściekła. Potrafiła być uparta i mogła z nim jeszcze długo walczyć, ale bardziej zależało jej na tym, żeby się uwolnić. Tylko od czego? Od samej siebie? Od wspomnień? Zaczęła jeść, krztusząc się trochę pierwszym kęsem. Nie zwróciła na to uwagi i dalej zmuszała swój przełyk do współpracy, mimo tego, że boleśnie protestował, nie chcąc wcale przyjmować jedzenia.
- Zadowolony? - Odwróciła kubek, pokazując niebieskookiemu, że jest pusty.
- Grzeczna dziewczynka - potwierdził. - Możesz mówić, byle szybko. Mama odchodzi od zmysłów!
- Nie taka grzeczna - mruknęła, ale chyba tego już nie usłyszał.

_____

I oto pierwszy rozdział ;3 Stwierdziłam że nie ma sensu ciągnąć go bez sensu "na ilość". W ogóle rozdziały tutaj będą raczej krótsze, a częściej :)
Zapraszam na twittera (@AlyFlame) i oczywiście do komentowania :)

piątek, 10 maja 2013

Prolog.


Prolog

Było bardzo cicho. Tak cicho, że nawet dźwięk powolnego oddechu leżącej w łóżku dziewczyny wydawał odbijać się od ścian nieznośnym echem. Pokój był ciemny. Przez szczelnie zasuniętą roletę próbowały się przebić niestrudzone promienie słońca. Kilka z nich wykonało misję i oświetliło pokój pojedynczymi promykami, podkreślając jedynie opadający wszędzie kurz. Jakim cudem nikt nie znalazł jej tutaj już tydzień? Miejsce wydawało się tak boleśnie oczywiste.
Głośne, nieustępliwe pukanie. A jednak.
Dziewczyna przebudziła się i zamrugała kilkakrotnie, ukazując swoje jasno- niebieskie tęczówki. Odetchnęła, starając się uspokoić skołatane serce, które przyspieszyło swój rytm, gwałtownie obudzone ze snu.
- Aleksandra! - usłyszała. Znalazł ją…
Pukanie nie ustawało, stawało się wręcz mocniejsze.
- Aleks, otwórz! - Dalej nic. Przecież w końcu odejdzie, nie będzie siedział na wycieraczce całą wieczność… a ona nie miała siły zmierzyć się ze światem.
Jedno, ostatnie uderzenie w drewno i odgłos zbiegania po krętych schodach. Już, już miała odetchnąć i przywołać na twarz tryumfalny uśmiech., kiedy dotarł do niej dźwięk przekręconego w zamku klucza.
To nie były omamy. Po chwili jej brat brutalnie ściągnął z niej kołdrę, myśląc że śpi. Zaczęła trząść się, zwinięta szczelnie w kłębek. Było jej po prostu źle. Łzy znowu zaczęły płynąć i nie zmierzły na razie przestać.
- Cii - mruknął chłopak kucając przy niej i odgarniając z czoła poprzyklejane kosmyki włosów. Mała bladą cerę, oczy wydawały się jeszcze większe niż zwykle. Wychudzona twarz, całe ciało… przerażały go. Spędziła tak siedem dni? - zapytał retorycznie. Oczywiście że tak.
Czując czuły dotyk Aleks poczuła dziurę w sercu. Zmuszając osłabione ciało do podniesienia się wydawało jej się że wysiłek jest do wytrzymania. Bolała ją każda kość, każdy mięsień, każda komórka, a najbardziej bolało ją serce.
- Zabiorę cię stąd… - powiedział.
- Nie! - starała się krzyknąć, ale zachrypnięty głos pozwolił jej tylko na cichy szept.
- Nie, jeszcze nie… - powtórzyła trochę głośniej, odzyskując głos.  - To wszystko nie tak jak myślisz, najpierw musisz mnie wysłuchać.

______
Witam na nowym blogu ;3 Będzie BVB, będzie troszkę miłości... Także enjoy! I jeśli ktoś chce być informowany, niech zostawi jakiś kontakt w komentarzu :) ( tak, miałoby było usłyszeć czy Wam się podoba, chociażby w jednym zdaniu ;3)