środa, 22 maja 2013

2#

Love is a dangerous game to play*

Wielkanocne śniadanie, a za oknem śnieg. Nosiło mnie, wręcz chodziłam nogami pod stołem, nie mogąc się doczekać spotkania z Nim. Dlaczego? - zapytała płaczliwie.
- Pójście na ten trening było najlepszymi najgorszym co mogło mi się przytrafić. Mam tylko dziewiętnaście lat… a może aż i pierwszy raz tak się zakochałam, tak naprawdę. Kilka dni, a ja zapomniałam jak się oddycha, kiedy nie było go w pobliżu. Stał się moim nowym powietrzem, jakbym od tego czasu potrzebowała takiego z wyższą zawartością tlenu. Nikt mnie nie powstrzymywał, nie pouczał, nie mówił że to za szybko, za mocno. Jakbyście tylko czekali przez całe moje życie, aż trafi mnie strzała Amora. Dlaczego?
Musiałam wrócić do Polski, napisać matury. Wyobrażasz to sobie? Z takimi problemami z koncentracją? Ale nad Wisłą wszystko wróciło do normy. Czułam się jak wybudzona z najpiękniejszego snu, wrzucona w wir szarej rzeczywistości, jak do wanny pełnej zimnej wody. Nie mogłam się doczekać żeby znów zasnąć.
Chłopak słuchał i szukał odpowiedzi na zadawane przez brunetkę pytania. Czy w ogóle chciała odpowiedzi? Nagle przestała mówić i ułożyła się z powrotem na łóżku. Patrzyła niby bezmyślnie w biały sufit, ale mógł się założyć, że coś sobie przypomniała. Coś, o czym niekoniecznie chciała mu mówić.

A trzeba było się nie zakochiwać, cholera, nie w nim. Kilka dni zajęło zniszczenie się od środka tylko dla tego jednego człowieka. Powinnam powiedzieć: Nie. Ale przecież przyciągał mnie do siebie wszystkim: kolorem oczu, zapachem. Kiedy mnie przytulał, tak po prostu, niewinnie, bo przecież wszyscy patrzyli, podświadomie chciałam więcej. Może właśnie dlatego nie odsunęłam się, nie protestowałam kiedy jego usta wylądowały na moich. Wszystko do siebie pasowało. Nie musiałam uczyć się jak całować. Wszystko przyszło samo, zbyt łatwo. Z oglądania mojej ulubionej komedii z Jimem Carrey'em do przytulania, od przytulania do pocałunku. Z  jednego zrodziły się setki. Nie złapałam jego dłoni które błądziły po moich plecach, jak na zawołanie ochlałam głowę, by dać mu dostęp do spragnionej pieszczot szyi. Moje dłonie zachowywały się, jakby dotykanie jego miękkich włosów było ich przeznaczeniem. Może w nagłym przypływie odwagi, a może z głupoty, która przyszła równie łatwo jak miliardy hormonów zmieszane z krwią, która krążyła w szaleńczym tempie, to ja pierwsza zaczęłam ściągać z niego ubrania. Kiedy nie miał koszulki, uśmiechnął się do mnie w ten charakterystyczny, łobuziarski sposób. Na zawsze zapamiętam ten uśmiech, ten moment. Teraz, kiedy jest już po wszystkim, czuję się jak naznaczona, naznaczona nim i ty co się między nami stało. Nawet jeśli dla niego to nic nie znaczyło, jeśli tylko się za mną pieprzył, to dla mnie było to coś ważnego. Bo był tym pierwszym. 

~*~

- Robert! - ostry głos dziewczyny wyrwał Lewandowskiego z dziwnego transu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że jej się przygląda i oboje utonęli we własnych myślach. Drobna dłoń Aleks jeszcze przez chwilę machała mu przed oczami i musiał kilka razy zamrugać, żeby wrócić do siebie. Na dobrą sprawę siedzieli tu razem już ponad godzinę, a nie dowiedział się niczego konkretnego. Może jedynie tyle, że Moritz Leitner wylądował właśnie na pierwszym miejscu jego własnego Dziennika Śmierci. Ale tego to się już akurat spodziewał.
- Słuchaj mnie! - Brunetka za wszelką cenę starała się skupić na sobie uwagę brata.
- Nic z tym nie zrobisz, rozumiesz? Po prostu zapomnisz, że kiedykolwiek przedstawiłeś mnie Mo, że coś takiego jak ja i on w ogóle istniało, okej? Będziecie sobie kumplami tak jak zawsze i nie wspomnisz o całej sytuacji choćby słowem.
- Ale.. JAK TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ? Że co, że będę na niego patrzeć jak gdyby nigdy nic, że nie zażądam choćby wyjaśnień, dlaczego doprowadził cię do takiego stanu?! - Cała cierpliwość i opanowanie która normalnie emanowały z niebieskookiego na kilometr, ulotniły się w ciągu sekundy.
- Dokładnie tak. - głos jego siostry wydawał się aż nadmiernie spokojny i zdecydowany.
- Bo to JA dałam się złapać, to JA doprowadziłam siebie do takiego stanu. A on? On już powinien zniknąć z mojego życia. Chcesz mi pomóc czy nie?
- Chcę Ola… Ale…
- Żadnych ALE Lewy.

~*~
Aleks

Kiedy wróciliśmy do domu, do tego w Warszawie oczywiście, poczułam co tak naprawdę znaczy poczucie winy. Jeśli ktoś patrząc na mnie pomyślałby, że po tygodniu nie jedzenia prawie niczego, spania przerywanego płaczem i kilkoma irracjonalnymi napadami złości wyglądam jak obraz nędzy i rozpaczy, to wysłałabym go do mojej matki. Wtedy na pewno mnie uznałby za okaz zdrowia. Nigdy nie widziałam je w takim stanie… nawet po śmierci taty. Całego obrazka dopełniał ten pouczający wzrok Mileny wręcz krzyczący “To wszystko twoja wina”. Miała rację, a ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Niedługo tych niewybaczalnych czynów zrobi się lista długości kilku kilometrów. A kiedy już wszystko było w porządku, minęło kilkanaście dni a ja wróciłam do mniej więcej normalnego rytmu życia brat postanowił dać mi prezent. Jeszcze przed ostatnim meczem niemieckiej Bundesligi otworzyłam niby zwykły załącznik e-malia o treści: “Czas na małe wakacje Maturzystko J” Nie minęła sekunda  na ekranie wyświetlił się bilet do Londynu.
LONDYN. Robert załatwił mi najlepszą niespodziankę na świecie! Stęskniłam się już za deszczową stolicą Anglii, pełną podziałów i tajemnic metropolią z milionem tajemnic. A kto jest lepszy w odkrywaniu tajemnic położonego nad Tamizą największego miasta Wysp Brytyjskich niż zakochany w nim Wojtek Szczęsny?

*The Race - 30 Seconds to Mars
_______________
Generalnie to mam nadzieję że się podobało, mimo tego że ten rozdział pisałam dwa razy, jest dziwny i tak dalej, a Wojtuś miał się pojawić dopiero w następnym... :)
Ktoś chce być informowany? Nie ma żadnego problemu, wystarczy napisać w komentarzu lub na Twitterze: @AlyFlame
Następny pojawi się najprawdopodobniej po moim ostatnim egzaminie, czyli po 4 czerwca :)


niedziela, 12 maja 2013

1#


Jeszcze zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, Aleksandra zaczęła swoją opowieść:

- Dałam się wyciągnąć do Dortmundu na Wielkanoc. Bo to co za Wielkanoc bez brata i przyszłej szwagierki? Przez twarz Aleks przebiegł lekki uśmiech.  - Już kilka dni przed świętami rozgościłam się w twoim domu ku zadowoleniu Anki - liczyła, że pomogę jej w przygotowaniach, jeszcze zanim mama się pojawi. Ale ty oczywiście musiałeś mi wszystko pokazać i wszędzie zabrać - zupełnie jakbym była tam pierwszy raz! Mnie to cieszyło - jestem taka jak ty - od kuchni wolę trzymać się z daleka, niech zajmą się tym lepsi. Milena powinna pomagać Annie, nie ja. Milenka przyjedzie jutro z mamą- myślałam i wszyscy będą zadowoleni.
Poszliśmy na trening - było pięknie słonecznie, ale rześko. Idealna pogoda na bieganie, ćwiczenie zagrywek czy innych rzeczy, które wy piłkarze zwykle robicie. Czekałam na ciebie na za linią boczną, przyglądając się przebranym na czarno-żółto zawodnikom Borussi. Kilku z nich pomachało do mnie. Inni albo nie zauważyli, albo zwyczajne zignorowali moją obecność, chcąc skoncentrować się na rozgrzewce.
- Potem podbiegł do mnie trener Klopp i przywitał się jak zwykle przyjaznym uściskiem. Standardowo zapytał co u mnie i pochwalił coraz lepszy niemiecki. Ja jak zwykle się zawstydziłam a on westchnął tylko:
- Robby jak zwykle spóźniony…
Wtedy ty pojawiłeś się na horyzoncie a na przestrzeni całego boiska rozległo się tubalne “Rusz dupę!” doprawione z  niemieckim akcentem. Zaśmiałam się szczerze, a ty poczochrałeś mi włosy.
- To twoja wina! - wygarnąłeś mi żartobliwie. Zaraz jednak podbiegłeś do jednego z kolegów. Ten pokazał palcem na mnie, zaciekawiony “Kogoż to Lewandowski ze sobą przytargał”.
- Moritz - przedstawił się, ukazując rządek białych ząbków.
- Aleksandra - powiedziałam, również się uśmiechając.

- Robercik, wiesz że tylko kilkanaście sekund wystarczy, żeby stwierdzić czy kogoś lubimy? Taki ten nasz ludzki mózg jest sprytny! A zawsze myślałam że zakochanie to sprawa serca. Od tego czasu złośliwe motyle atakowały mój żołądek za każdym razem, kiedy mój wzrok spotkał się ze stalowymi tęczówkami Leitnera.

~*~
- Wybierzesz się ze mną na kawę? - Zapytał jakby nigdy nic po treningu.  Jakby na przykład nie miał dziewczyny. A czy “przerwa w związku” oznacza że był wolny, czy że jednak nie był, ale Lisa chwilowo mu się znudziła? Tak czy inaczej, zgodziłam się, całkiem spontanicznie powiedziałam “tak”. Dortmund to nie Ameryka Południowa, tutaj wyjście na kawę nie oznacza zgody na seks.
Poszliśmy do takiej małej kawiarenki, kawałek drogi od tego ośrodka treningowego… nie wiem gdzie dokładnie, przecież nie znam Dortmundu. Rozmawialiśmy, było całkiem miło, chociaż zajęło mi chwilę przyzwyczajenie się do jego akcentu. Mówi w taki uroczy sposób, całkiem inny niż większość ludzi w tej części Niemiec.
Pytał jak się czuję, co tu robię… czy chowałeś mnie do tej pory w szafie, że nigdy mnie nie widział. - Dziewczyna uśmiechnęła się na chwilę, malutką sekundę, jakby żart Moritza na nowo ją troszeczkę rozśmieszył.
- Powiedziałam, że chyba do tej pory był zaślepiony miłością, bo nie pierwszy raz przyglądałam się żółto- czarnym w czasie treningu. Potem, kiedy kawa się już skończyła, a pogoda była zwyczajnie zbyt ładna, żeby podziwiać ją zza szyby lokalu, wybraliśmy się na spacer. Bardzo długi spacer, bo jak wróciłam do domu, dawno zaszło słońce. Wszyscy się o mnie martwili, dziwne uczucie, wiesz? To się chyba nazywa wyrzuty sumienia. Mama myślała, że ktoś mnie porwał, ze mnie okradli albo że nigdy już nie zobaczy już swojej córeczki. Nigdy nie sądziłam, że jest taką histeryczką. A może takie jest już prawo matek? - Pytanie było retoryczne. Aleksandra wydawała się opowiadać wszystko bardziej sobie niż bratu, jakby starła się poukładać fakty w odpowiedniej kolejności i stwierdzić potem, gdzie zrobiła błąd. Nagle przerwała i patrzyła przed siebie, nie odzywając się i trwając tak kilka następnych minut.
- Hej… - zaczął Robert, patrząc na nią uważnie i wyrywając ją z letargu, jak najdelikatniej potrafił.
Kiedy ostatnio coś jadłaś? - zapytał.
- Nie wiem - brunetka spuściła głowę, zawstydzona nagle swoją niewiedzą, Myślała że będzie na nią zły? On wstał z łóżka i wyszedł na chwilę, Czy znajdzie tu coś do jedzenia? Kiedy ktoś ostatnio tu mieszkał? Trochę się zdziwił, znajdując w lodówce nieprzeterminowany jogurt. Było jeszcze kilka innych rzeczy w zamrażarce, ale chciał czegoś “na szybko”, jakby Aleks miała za chwilę umrzeć z głodu. Tak przynajmniej wyglądała.
- Jedź - rozkazał dając jej do ręki kubek i łyżeczkę. Jej niebieskie oczy niepewnie zlustrowały zawartość plastiku. Skrzywiła się i odstawiła jogurt.
- Nie - stwierdziła krótko.
- Chcesz się zagłodzić? - spytał przestraszony, że taki właśnie jest cel jego siostry.
- Po prostu nie chcę teraz jeść! Nie mam siły…
- Nie masz siły, bo nie jesz. Gdzie jest logika? - Nie czekając na odpowiedź, złapał łyżeczkę i nałożył na nią trochę owocowego kremu.
- Mam cię nakarmić, czy jednak spróbujesz sama?
- Despota - rzuciła Aleks patrząc na Roberta wściekła. Potrafiła być uparta i mogła z nim jeszcze długo walczyć, ale bardziej zależało jej na tym, żeby się uwolnić. Tylko od czego? Od samej siebie? Od wspomnień? Zaczęła jeść, krztusząc się trochę pierwszym kęsem. Nie zwróciła na to uwagi i dalej zmuszała swój przełyk do współpracy, mimo tego, że boleśnie protestował, nie chcąc wcale przyjmować jedzenia.
- Zadowolony? - Odwróciła kubek, pokazując niebieskookiemu, że jest pusty.
- Grzeczna dziewczynka - potwierdził. - Możesz mówić, byle szybko. Mama odchodzi od zmysłów!
- Nie taka grzeczna - mruknęła, ale chyba tego już nie usłyszał.

_____

I oto pierwszy rozdział ;3 Stwierdziłam że nie ma sensu ciągnąć go bez sensu "na ilość". W ogóle rozdziały tutaj będą raczej krótsze, a częściej :)
Zapraszam na twittera (@AlyFlame) i oczywiście do komentowania :)

piątek, 10 maja 2013

Prolog.


Prolog

Było bardzo cicho. Tak cicho, że nawet dźwięk powolnego oddechu leżącej w łóżku dziewczyny wydawał odbijać się od ścian nieznośnym echem. Pokój był ciemny. Przez szczelnie zasuniętą roletę próbowały się przebić niestrudzone promienie słońca. Kilka z nich wykonało misję i oświetliło pokój pojedynczymi promykami, podkreślając jedynie opadający wszędzie kurz. Jakim cudem nikt nie znalazł jej tutaj już tydzień? Miejsce wydawało się tak boleśnie oczywiste.
Głośne, nieustępliwe pukanie. A jednak.
Dziewczyna przebudziła się i zamrugała kilkakrotnie, ukazując swoje jasno- niebieskie tęczówki. Odetchnęła, starając się uspokoić skołatane serce, które przyspieszyło swój rytm, gwałtownie obudzone ze snu.
- Aleksandra! - usłyszała. Znalazł ją…
Pukanie nie ustawało, stawało się wręcz mocniejsze.
- Aleks, otwórz! - Dalej nic. Przecież w końcu odejdzie, nie będzie siedział na wycieraczce całą wieczność… a ona nie miała siły zmierzyć się ze światem.
Jedno, ostatnie uderzenie w drewno i odgłos zbiegania po krętych schodach. Już, już miała odetchnąć i przywołać na twarz tryumfalny uśmiech., kiedy dotarł do niej dźwięk przekręconego w zamku klucza.
To nie były omamy. Po chwili jej brat brutalnie ściągnął z niej kołdrę, myśląc że śpi. Zaczęła trząść się, zwinięta szczelnie w kłębek. Było jej po prostu źle. Łzy znowu zaczęły płynąć i nie zmierzły na razie przestać.
- Cii - mruknął chłopak kucając przy niej i odgarniając z czoła poprzyklejane kosmyki włosów. Mała bladą cerę, oczy wydawały się jeszcze większe niż zwykle. Wychudzona twarz, całe ciało… przerażały go. Spędziła tak siedem dni? - zapytał retorycznie. Oczywiście że tak.
Czując czuły dotyk Aleks poczuła dziurę w sercu. Zmuszając osłabione ciało do podniesienia się wydawało jej się że wysiłek jest do wytrzymania. Bolała ją każda kość, każdy mięsień, każda komórka, a najbardziej bolało ją serce.
- Zabiorę cię stąd… - powiedział.
- Nie! - starała się krzyknąć, ale zachrypnięty głos pozwolił jej tylko na cichy szept.
- Nie, jeszcze nie… - powtórzyła trochę głośniej, odzyskując głos.  - To wszystko nie tak jak myślisz, najpierw musisz mnie wysłuchać.

______
Witam na nowym blogu ;3 Będzie BVB, będzie troszkę miłości... Także enjoy! I jeśli ktoś chce być informowany, niech zostawi jakiś kontakt w komentarzu :) ( tak, miałoby było usłyszeć czy Wam się podoba, chociażby w jednym zdaniu ;3)