Wielkanocne śniadanie, a za oknem śnieg. Nosiło mnie, wręcz chodziłam nogami pod stołem, nie mogąc się doczekać spotkania z Nim. Dlaczego? - zapytała płaczliwie.
- Pójście na ten trening było najlepszymi najgorszym co mogło mi się przytrafić. Mam tylko dziewiętnaście lat… a może aż i pierwszy raz tak się zakochałam, tak naprawdę. Kilka dni, a ja zapomniałam jak się oddycha, kiedy nie było go w pobliżu. Stał się moim nowym powietrzem, jakbym od tego czasu potrzebowała takiego z wyższą zawartością tlenu. Nikt mnie nie powstrzymywał, nie pouczał, nie mówił że to za szybko, za mocno. Jakbyście tylko czekali przez całe moje życie, aż trafi mnie strzała Amora. Dlaczego?
Musiałam wrócić do Polski, napisać matury. Wyobrażasz to sobie? Z takimi problemami z koncentracją? Ale nad Wisłą wszystko wróciło do normy. Czułam się jak wybudzona z najpiękniejszego snu, wrzucona w wir szarej rzeczywistości, jak do wanny pełnej zimnej wody. Nie mogłam się doczekać żeby znów zasnąć.
Chłopak słuchał i szukał odpowiedzi na zadawane przez brunetkę pytania. Czy w ogóle chciała odpowiedzi? Nagle przestała mówić i ułożyła się z powrotem na łóżku. Patrzyła niby bezmyślnie w biały sufit, ale mógł się założyć, że coś sobie przypomniała. Coś, o czym niekoniecznie chciała mu mówić.
A trzeba było się nie zakochiwać, cholera, nie w nim. Kilka dni zajęło zniszczenie się od środka tylko dla tego jednego człowieka. Powinnam powiedzieć: Nie. Ale przecież przyciągał mnie do siebie wszystkim: kolorem oczu, zapachem. Kiedy mnie przytulał, tak po prostu, niewinnie, bo przecież wszyscy patrzyli, podświadomie chciałam więcej. Może właśnie dlatego nie odsunęłam się, nie protestowałam kiedy jego usta wylądowały na moich. Wszystko do siebie pasowało. Nie musiałam uczyć się jak całować. Wszystko przyszło samo, zbyt łatwo. Z oglądania mojej ulubionej komedii z Jimem Carrey'em do przytulania, od przytulania do pocałunku. Z jednego zrodziły się setki. Nie złapałam jego dłoni które błądziły po moich plecach, jak na zawołanie ochlałam głowę, by dać mu dostęp do spragnionej pieszczot szyi. Moje dłonie zachowywały się, jakby dotykanie jego miękkich włosów było ich przeznaczeniem. Może w nagłym przypływie odwagi, a może z głupoty, która przyszła równie łatwo jak miliardy hormonów zmieszane z krwią, która krążyła w szaleńczym tempie, to ja pierwsza zaczęłam ściągać z niego ubrania. Kiedy nie miał koszulki, uśmiechnął się do mnie w ten charakterystyczny, łobuziarski sposób. Na zawsze zapamiętam ten uśmiech, ten moment. Teraz, kiedy jest już po wszystkim, czuję się jak naznaczona, naznaczona nim i ty co się między nami stało. Nawet jeśli dla niego to nic nie znaczyło, jeśli tylko się za mną pieprzył, to dla mnie było to coś ważnego. Bo był tym pierwszym.
~*~
- Robert! - ostry głos dziewczyny wyrwał Lewandowskiego z dziwnego transu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że jej się przygląda i oboje utonęli we własnych myślach. Drobna dłoń Aleks jeszcze przez chwilę machała mu przed oczami i musiał kilka razy zamrugać, żeby wrócić do siebie. Na dobrą sprawę siedzieli tu razem już ponad godzinę, a nie dowiedział się niczego konkretnego. Może jedynie tyle, że Moritz Leitner wylądował właśnie na pierwszym miejscu jego własnego Dziennika Śmierci. Ale tego to się już akurat spodziewał.
- Słuchaj mnie! - Brunetka za wszelką cenę starała się skupić na sobie uwagę brata.
- Nic z tym nie zrobisz, rozumiesz? Po prostu zapomnisz, że kiedykolwiek przedstawiłeś mnie Mo, że coś takiego jak ja i on w ogóle istniało, okej? Będziecie sobie kumplami tak jak zawsze i nie wspomnisz o całej sytuacji choćby słowem.
- Ale.. JAK TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ? Że co, że będę na niego patrzeć jak gdyby nigdy nic, że nie zażądam choćby wyjaśnień, dlaczego doprowadził cię do takiego stanu?! - Cała cierpliwość i opanowanie która normalnie emanowały z niebieskookiego na kilometr, ulotniły się w ciągu sekundy.
- Dokładnie tak. - głos jego siostry wydawał się aż nadmiernie spokojny i zdecydowany.
- Bo to JA dałam się złapać, to JA doprowadziłam siebie do takiego stanu. A on? On już powinien zniknąć z mojego życia. Chcesz mi pomóc czy nie?
- Chcę Ola… Ale…
- Żadnych ALE Lewy.
~*~
Aleks
Kiedy wróciliśmy do domu, do tego w Warszawie oczywiście, poczułam co tak naprawdę znaczy poczucie winy. Jeśli ktoś patrząc na mnie pomyślałby, że po tygodniu nie jedzenia prawie niczego, spania przerywanego płaczem i kilkoma irracjonalnymi napadami złości wyglądam jak obraz nędzy i rozpaczy, to wysłałabym go do mojej matki. Wtedy na pewno mnie uznałby za okaz zdrowia. Nigdy nie widziałam je w takim stanie… nawet po śmierci taty. Całego obrazka dopełniał ten pouczający wzrok Mileny wręcz krzyczący “To wszystko twoja wina”. Miała rację, a ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Niedługo tych niewybaczalnych czynów zrobi się lista długości kilku kilometrów. A kiedy już wszystko było w porządku, minęło kilkanaście dni a ja wróciłam do mniej więcej normalnego rytmu życia brat postanowił dać mi prezent. Jeszcze przed ostatnim meczem niemieckiej Bundesligi otworzyłam niby zwykły załącznik e-malia o treści: “Czas na małe wakacje Maturzystko J” Nie minęła sekunda na ekranie wyświetlił się bilet do Londynu.
LONDYN. Robert załatwił mi najlepszą niespodziankę na świecie! Stęskniłam się już za deszczową stolicą Anglii, pełną podziałów i tajemnic metropolią z milionem tajemnic. A kto jest lepszy w odkrywaniu tajemnic położonego nad Tamizą największego miasta Wysp Brytyjskich niż zakochany w nim Wojtek Szczęsny?
*The Race - 30 Seconds to Mars
_______________
Generalnie to mam nadzieję że się podobało, mimo tego że ten rozdział pisałam dwa razy, jest dziwny i tak dalej, a Wojtuś miał się pojawić dopiero w następnym... :)
Ktoś chce być informowany? Nie ma żadnego problemu, wystarczy napisać w komentarzu lub na Twitterze: @AlyFlame
Następny pojawi się najprawdopodobniej po moim ostatnim egzaminie, czyli po 4 czerwca :)